Czy macie tak, że robicie zdjęcie i albo dobrze wychodzi niebo, albo ziemia?
Jak niebo wygląda poprawnie, to nic nie widać niżej, a gdy dobrze widać trawę, to niebo jest przepalone...
Za to, w dużym skrócie, odpowiada dość wąski zakres tonalny, jaki obsługuje matryca w telefonie. Mówiąc jaśniej - ludzkie oko wychwyci więcej subtelności związanych z cieniami i jasnościami, czego nie zrobi dość niedoskonały aparat fotograficzny, mierzący jasność całości kadru i, zgodnie z zadanym algorytmem, uśrednia. Coś wyjdzie poprawniej, reszta ciemniej bądź jaśniej.
Tę wadę można obrócić w zaletę i to był mój pierwszy krok na drodze związanej z fotografią mobilną. Uznałem, że nie warto kopać się z koniem i zawracać kijem Wisły, zatem postanowiłem przekuć to w atrybut.
Oto, jak powstało powyższe zdjęcie:
- skadrowałem tak, jak widzicie (żadnego zoomu cyfrowego!), ustawiając ostrość - i jednocześnie pomiar światła - na najjaśniejszy fragment kompozycji - spójrzcie na niebo po prawej stronie od drzewa
- co zrobił aparat sterowany wewnętrznym programem? uznał, że to miejsce, gdzie celuję, jest najważniejsze i ma być wyeksponowane prawidłowo, czyli odpowiednio jasno, a ponieważ reszta krajobrazu była ciemniejsza, to i aparat uchwycił te fragmenty w sposób niedoświetlony
- po zrobieniu zdjęcia otworzyłem je w programie do edycji i zmniejszyłem wartość ekspozycji tak, by nierówności terenu utworzyły czarną całość (automatycznie reszta zdjęcia też się nieco przyciemniła)
- poprawiłem kontrast i wyrazistość (tu - odpowiednik mieszanki ostrości i efektu blur), po czym zapisałem zdjęcie.
Jak sami widzicie, ingerencja w "oryginalne" zdjęcie nie była agresywna. Tak naprawdę producenci smartfonów mogą wymyślić program tematyczny o podobnych właściwościach do mojego workflow, co by oznaczało, że takie zdjęcia mogłyby wychodzić "prosto z aparatu"!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz