sobota, 31 października 2020

kiedy odchodzą

Po zrobieniu tej fotografii od razu pomyślałem o dwóch osobach. Jedną z nich jest nasza Przyjaciółka, zaś drugą - Daniel Dziewit. Przedsiębiorca, autor kilku dobrych książek, ale w tym kontekście mówię o jego ostatniej, "Kiedy odchodzą". Polecam każdemu, kto stracił bliską osobę i musi z tym żyć, ułożyć siebie i swój świat na nowo.

A teraz... spójrzcie na to zdjęcie, na pełnym ekranie. I podumajmy wspólnie.

czwartek, 29 października 2020

prabucka nekropolia

Najlepsze jest to, że nigdy nie lubiłem chodzić na cmentarze.
Tym razem nie byłem na grobach, lecz z kolegą sprawdzaliśmy możliwości jego oraz kalkulatora w ciemności. Szybko okazało się, że chęci, trochę wiedzy i statyw znacząco podnoszą jakość zdjęć.
Ze względu na to, że byliśmy w mieście, otoczeni jego łuną, nie dało się skupić na niebie i gwiazdach. To było więc dla nas tłem. Najważniejsza była nekropolia i to, co wywołuje. Zaduma, cisza, powaga, świadomość ostateczności, pamięć o przodkach.

ufo

 Nic nie było reżyserowane.

Nie miałem pojęcia, że to było.

Nie spodziewałem się.

TO zobaczyłem dopiero w trakcie obróbki, kiedy rozjaśniłem kadr.

Zapytałem kilka osób, co to może być, ale nikt nie był w stanie podać racjonalnej, pełnej odpowiedzi. Ja sam nie umiem powiedzieć, co to jest.

Uprzedzę: nic nie dodawałem. Mistrzem Painta nie jestem.

Jeśli ktoś ma pomysł na to, co tu zostało uwiecznione, to bardzo proszę o odpowiedni komentarz.




wtorek, 27 października 2020

droga do gwiazd

Kiedy siadałem do tego zdjęcia, Lightroom się zaktualizował. Zaciekawiony jeszcze chętniej zabrałem się za wydobywanie gwiazd i barw z nieba. Muszę przyznać, że coraz mocniej lubię LR, a praca z półcieniami to sama przyjemność.

Ostatnie nocne zdjęcia pokazały mi ważną rzecz. Można zachwycać się możliwościami dzisiejszych komórek, ale... szumów nie oszukam. Dlatego należy znaleźć górną, nieprzekraczalną granicę ISO, korzystać z długich czasów i mieć sprawny statyw. Bez tego,  tak mi się zdaje, lepiej zostać w domu i cieszyć się ciepłą herbatą...

debiut

Wczoraj dzik stanął nam na drodze, więc dzisiaj, do przedszkola, troszkę bardziej na nogach.
I wyszło nam na dobre! Nie tylko zdrowotnie, ale również...

Proszę Państwa, to zdjęcie skomponowała niemal pięcioletnia Michalina. Sama wybrała scenę, sama nacisnęła.

Tak, takie korzystanie ze smartfona to ja rozumiem!


A te znaki na niebie... sam nie wiem. Po prostu były.

poniedziałek, 26 października 2020

niebo gwieździste nade mną

... a czerń asfaltu i drzewa naprzeciwko.
I to światło pobliskiego budynku, płożące się po ziemi, nie wiedzieć czemu. Tak wyszło.
Podoba mi się tu niebo. Wyszło niespodziewanie dużo gwiazd, nawet po odszumieniu...

miejskie widoki

 Nasza serdeczna przyjaciółka stwierdziła, że jeden z tych dwóch kadrów jest baśniowy i się jej podoba, ja zaś mam pewne wątpliwości. Być może dlatego, że tego wieczoru statyw uległ małej awarii (kolega uratował, dzięki wielkie!), być może dlatego, że miejscówka, choć z potencjałem, nie zaoferowała najbardziej komfortowych warunków. Mam na myśli kilkumetrową przepaść... nieważne. Jestem, piszę.

Tak czy inaczej nie do końca umiałem się skupić w tamtej chwili na tyle, by chłonąć, tak po swojemu, to co się właśnie wydarza. Koniec końców popełniłem dwa kadry, które przygotowałem, resztę wyrzuciłem.
To było ważne i cenne doświadczenie. Okoliczności przeszkadzają, a mimo wszystko chcesz przeć do przodu. Ty jesteś panem czy panią sytuacji nawet, jeśli nie dojdzie do spektakularnego sukcesu. Ty tu rządzisz i ogarniasz.

Czemu te zdjęcia budzą we mnie wewnętrzne wątpliwości? Chyba dlatego, że inaczej wyobrażałem sobie to miejsce i, co za tym idzie, możliwości kadrowania. Myślę, że buddyjscy mnisi mogliby teraz uśmiechnąć się pod nosem z przyjacielską pobłażliwością. Oczekiwania zawiodły? No jakże nam przykro...

Mimo to podszedłem, stanąłem, pstryknąłem i nie spadłem. Potem pojechaliśmy w inne miejsce. Użyłem liczby mnogiej, ponieważ, tym razem, byłem z wymienionym wyżej kolegą. Dla przyjemności, ale też i z chęci nauki i poznania czegoś nowego towarzyszył mi ze swoim kalkulatorem. Wierzę, że już niedługo przeskoczy mnie w umiejętnościach i niejeden raz zaskoczy swoim kunsztem. Tego mu życzę.

Zaś co do zdjęć, to wyzwań było kilka. Przelećmy po kolei:
kadrowanie - staliśmy na murach, tuż pod nami był teren odgrodzony taśmą, znany z remontów, budów i wyburzeń, więc pole manewru było ograniczone; trzeba było ustawiać wręcz na milimetry tak, aby najciekawsze pokazać, a to mniej jakoś ukryć
światła miasta - no nie, nie pomagają, jeśli chcesz pokazać gwiazdy, więc w postprodukcji trzeba było i to uwzględnić
niebo - poprzednia eskapada rozpieściła mnie setkami gwiazd (aż słyszałem pytania, po co je wklejałem), zatem trzeba było podejść inaczej do sprawy i uznać, że chmury też są nocą atrakcyjne
dachy - tu wraca sprawa kadrowania, na szczęście miałem w głowie starą audycję z radiowej Trójki "pod dachami Paryża"
księżyc - nie chciał współpracować, zatem wygląda tak, jak się pokazał, na niebie oraz tafli wody.

Koniec końców, z tamtego miejsca, wyszły dwa zdjęcia. Niewykluczone, że wrócę tam, ale wtedy inaczej się za to zabiorę. Tymczasem... oglądajcie:




niedziela, 25 października 2020

do albumu

Rodzice fotografujący widzą w każdym zdjęciu swoich dzieci dzieło sztuki. Prawda jest nieco brutalniejsza.
Niemniej jednak pozwoliłem sobie popełnić ten kadr i podzielić się z nim.

Wykorzystałem szerokokątny obiektyw, uwielbiam jego dynamikę i zakrzywienia perspektywy. Użyłem - uwaga! - trybu nocnego, bo więcej po prostu wyciąga.

W tamtej chwili wykonałem dwa ujęcia i tamto drugie wydaje mi się, kompozycyjnie i dynamicznie, lepsze.
Ale... tam dzieci po prostu stoją. Cudne, śliczne, ósme cudy świata. Tyle że tu, jak widzicie, jest akcja między nimi. Widać więź, widać
emocje.
Dlatego, w przypadku portretów, takie ujęcia są lepsze.

sobota, 24 października 2020

droga do pracy, a tu widoki

 Kiedy wychodzisz z domu do pracy i już widzisz, jak pięknie jest na dworze (lub na polu, pozdrawiam Rodzinę spod Krakowa), to zdajesz sobie sprawę, że trzeba było wstać pół godziny szybciej. Co najmniej.

I jedziesz. Widzisz coraz więcej, połacie mgły, ledwo wstałe słońce, gra półcieni i przebić. Najlepsze, że dzisiaj byłem tym otoczony, wszędzie było zjawiskowo.

Zegarek też był. I klienci czekający na mnie.
Zdążyłem.
Tak, zatrzymałem się. Pewne rzeczy są silniejsze od wielu czynników czy ograniczeń...

 
 
 




piątek, 23 października 2020

stacja kosmiczna

Mamy różne wyobrażenia na temat podbojui życia w kosmosie. Setki filmów czy tysiące stron książek wykreowało tyle światów i wizji, że w naszych rozmyślaniach mamy w czym wybierać.
Przyznam, że w dużej mierze właśnie to

odpowiada mojej wizji miasta przyszłości, gdzieś na innej planecie. Będzie świetliście, pośród skalnych pustyń i pod eonami gwiazd.

Houston, czy miałem problem? I tak, i nie...
W trakcie postprodukcji druty mi wyszły, widzicie je? Potraktowałem je więc jako składową kompozycji.
Grunt przed kosmiczną oazą błyszczał. Udało mi się to przygasić do poziomu, który nie irytuje i nie odwraca uwagi.
Szum... powiem tak. Raczej nie ma sensu rzucać się na ISO powyżej 400, tu hurraoptymistyczna wiara w możliwości kalkulatora jest niewskazana. Być może w innym miejscu, w innych warunkach tak, ale osobiście bym nie szarżował.
I wreszcie... do takich zdjęć muszą być gwiazdy!
A ja życzę każdemu, by choć jedna mu spadła z nieba...

czwartek, 22 października 2020

przypadkowe selfie i latarnia

Wspomniałem już, że fotografowanie w nocy, domyślnie bez świateł, to zabawa trochę na oślep. Czasem, w sposób niezamierzony, mogą wyjść dość ciekawe rzeczy.
Odkryłem to przy wywoływaniu tego kadru:

Przypadkowo stałem się częścią kompozycji.
Ale jak? Przecież nie święciłem, żaden samochód nie jechał... Prawdopodobnie latarnia, bedąca kilkadziesiąt metrów dalej,  tyłu,  w taki sposób pomogła...

A tu macie informacje o zdjęciu, jego parametry. Dlatego siebie nie widziałem.

To tylko pokazuje, jaki potencjał drzemie

w każdym z nas.

Kamieniec by night

 Co to była za noc!


Wybrałem się, bo niebo było bezchmurne. Bo żona powiedziała, że "jakie gwiazdy na niebie".
W ogóle to zrobiłem to tak: najpierw przejażdżka, rekonesans, wybadanie, sprawdzenie terenu. Pomógł mi bardzo fakt, że wybrałem drogę, którą codziennie jeżdżę do pracy i nieraz spoglądałem na boki w poszukiwaniu ciekawych miejsc. Nie jechałem jednak późnym wieczorem, a to wiele zmienia. Wszystko inaczej wygląda, inaczej się układa. Światło, kształty, cienie, szczegóły, ogólny obraz.


Dojechałem najpierw tam, gdzie poczyniłem nocne selfie (jest na blogu, poszukajcie). Wiedziałem, że jednym z kolejnych przystanków będzie zamek w Kamieńcu.
Z nim to w ogóle wyszła śmieszna historia. Jak się domyślacie, zdjęcia nocne najlepiej robić
ze statywem. I ja go miałem. Co z tego jednak, skoro teren jest ogrodzony, a pionowe szczebelki będą jednak widoczne.
Jest problem, szukamy rozwiązania - powtarzam dzieciom.

... kiedy więc przekładałem telefon zamontowany na statywie przez szczebelki bramy wejściowej, zamkniętej na kłódkę z łańcuchem, to tak naprawdę modliłem się o trzy rzeczy:
- żeby kalkulator nie wypiął się z uchwytu, bo ogrodzenie wysokie jest
- żeby statyw, na skutek mojej nieuwagi, nie przewrócił się w przód, bo... płot
- żeby terenu nie strzegły jakieś dobermany, bo one są i silne, i ciche, a ręce się przydadzą podczas powrotu samochodem do domu.

Staliśmy więc, bo obu stronach ogrodzenia. On naświetlał, ja pilnowałem i sprawdzałem, czy wszystko jest ok. Zrobiliśmy swoje, wróciliśmy do siebie (obaj w jednym kawałku) i pojechaliśmy dalej.

A jeśli zapytacie mnie, co się wydarzyło na zdjęciu po lewej stronie, to chyba nie będę umiał odpowiedzieć na pytanie. Było na terenie pałacowym dość silne źródło światła, być może to ono. Liścia nie było żadnego na obiektywach kalkulatora... No zagadka, jednak z premedytacją
nie zamierzam tuszować sprawy.
Jest, to jest. Uroku dodaje.


PS. Nie, nie dokładałem gwiazd.

środa, 21 października 2020

ciepło? zimno?

 Było cicho, nie licząc delikatnego wiatru czy sporadycznie łamanych gałązek przez zwierzęta, gdzieś za plecami w lesie. Stałem, a raczej klęczałem między bramą do cmentarza a ścianą drzew. Żadnej latarni, żadnego człowieka obok, choć to ostatnie, ze względu na sytuację, była raczej dobrą okolicznością. Nie wiem, jak bym zareagował, gdyby nagle tuż obok mnie ktoś stanął...

Bezksiężycowa, gwieździsta noc i wejście do nekropolii. Gdzieś przy drodze, na prowincji, niemal w lesie. Jeżeli ktoś kiedykolwiek grał w "Heroes of Might and Magic", ten bardziej zrozumie.
Nie miałem jednak w głowie scen batalistycznych z gry. Czułem taki... ostateczny spokój. Po prostu. Myślę, że to ciekawe doświadczenie.

Dwa dni później, wieczorem i bez światła, usiadłem do tych zdjęć. Tym razem dałem szansę, od początku do końca, Lightroomowi. Okazało się, ze praca tylko i wyłącznie w tym środowisku nie zdemolowała plików. Co więcej, okazała się nawet przyjemnością i da się zauważyć subtelności, jeśli chodzi o efekt końcowy i traktowanie zdjęcia przez poszczególne narzędzia, spotykane w innych aplikacjach. Inaczej pracuje choćby ostrzenie, kontrastowanie, zarządzanie czernią czy cieniem.
Dość powiedzieć, że tak wyszło, wagowo, tylko po samym LR:

Nie mogłem się zdecydować, jaki charakter nadać temu miejscu. Postanowiłem więc zrobić to na dwa sposoby. Stąd też jest tytuł wpisu; ciepło czy zimno, jak lepiej? Które bardziej przemawia do wyobraźni?



wtorek, 20 października 2020

nie bój się zmarłych

Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byłem w nocy koło cmentarza. To musiało być ćwierć wieku temu. Mieszkałem w Gdańsku, a koleżanka, która organizowała Sylwestra, mieszkała blisko oliwskiej nekropolii. Swoją drogą nad wyraz dobra to była impreza...
Wtedy było głośno, gwarno i wesoło, przedwczoraj zaś byłem sam. Skraj lasu, bezksiężycowa noc i, nie licząc mnie, żywej duszy nie uświadczysz. Od czasu do czasu samochód przejechał,
a tak poza tym cisza, cmentarz i gwiazdy.
Chciałem pokazać, jak takie miejsce może wyglądać. Oddać nastrój, a może coś więcej. My,
na małej planecie pośród gwiazd, zajęci swoimi sprawami i przemijaniem, tak krusi względem kosmicznego absolutu... a z drugiej strony czy ta przyziemność, dosłownie, nie powinna być nam bliższa? Być może właśnie teraz?
Zdjęcie to nie tylko kadr. To zapis chwili, to często opowieść, wspomnienia, a czasem pytania, które mamy w głowie albo sercu.
Stanąłem tuż za przydrożnym cmentarzem. Pogrążyłem się w ciszy, kontemplując spokój nocy
i miejsca. Było dobrze po północy, chłodno i gwieździście. Jedynymi źródłami światła były znicze oraz niebo. Nie chciałem włączać latarki w kalkulatorze, by nie psuć nastroju, a może...
dość powiedzieć, że w takich warunkach, kiedy ekran rejestruje głównie czerń, ustawienie optymalnej scenerii to tak naprawdę metoda prób i błędów. Robię zdjęcie, patrzę i na jego podstawie zmieniam położenie i ustawienia aparatu. Dosłownie po omacku.
Tu, myślę, ważna podpowiedź: proponuję robić selekcję od razu, na miejscu. Jeżeli warunki
nie są ulotne, nie jest to mecz piłki nożnej czy koncert gwiazdy, dobrze jest od razu usuwać te zdjęcia, które wyszły gorzej. Chodzi o to, że następnego dnia siedziałem i przeglądałam kilkanaście ujęć, czasem podobnych do siebie, a nie pamiętałem już za dobrze, dlaczego decydowałem się jakieś powtórzyć. Pół biedy, jeśli są to zdjęcia dzienne. Zupełnie inaczej przegląda się jednak takie, na których, bez rozjaśnienia, widać głównie ciemną powierzchnię
z kilkudziesięcioma jaśniejszymi punkcikami a uwierzcie, że twarz czy lampa, odbijana w ekranie smartfona, nie pomagają w dostrzeżeniu ważnych różnic czy niuansów. Dlatego, aby oszczędzić sobie czasu i nerwów, zalecałbym natychmiastowe oddzielanie ziaren od plew.
Sam proces poprawiania fabryki też wymaga kilku słów wyjaśnienia. Pierwsza rzecz - tryb nocny. Jest świetny w swoich algorytmach, ale nie w przypadku zdjęć pozamiejskich, bez latarni, domów, samochodów czy neonów. Po prostu wpuszcza za mało światła i jest ciemno. Poza tym, w przypadku mojego kalkulatora, tryb nocny zapisuje zdjęcie jako .jpg, a w tym przypadku będziemy potrzebować jak najwięcej informacji zapisanych w pliku. Tu walka jest o każdy bajt danych.
Na marginesie - jeżeli macie smartfon z kilkoma obiektywami, to może się okazać, że tryb ręczny będzie działał tylko z jednym, podstawowym. Tak jest w moim przypadku. To może rodzić konsekwencje takie, że raw i kroczący z nim jpg będą miały różne proporcje. Już tłumaczę: ustawiłem domyślnie, dla zdjęć "normalnych", rozmiar kadru maksymalny, obejmujący cały ekran kalkulatora (spektakularny efekt, kiedy obraz wręcz wylewa się z telefonu, polecam). Niestety, RAW jest rejestrowany u mnie w proporcji 3:4. To oznacza, że całe misterne kadrowanie, ustawianie się z pietyzmem... no na nic, bo w podglądzie i przy wykonywaniu ujęcia widzę obraz .jpg, zaś RAW będzie miał inne proporcje, będzie ucięty z dłuższego boku. Nauczony więc doświadczeniem ustawiłem takie same proporcje.
Kolejna sprawa to właśnie wyciąganie ze zdjęcia jak najwięcej. Miejmy na uwadze to, że nasza matryca jest fizycznie niewielka, prawdopodobnie zdjęcie zostanie wykonane z użyciem wysokiej wartości ISO (światłoczułość), czego efektem ubocznym będzie tak zwany szum, czyli drobne ziarenka, bardzo niepożądane. Jeśli macie tryb manualny (pro), to jest duża szansa, że da się zapisywać plik jako RAW (.dng). Dzięki temu mamy możliwość wyciągnięcia wielu szczegółów
ze zdjęcia oraz poprawić je w sposób jak najmniej inwazyjny.
I tu ciekawostka. Nie wiem czemu, ale zdecydowałem się tym razem wykorzystać do obróbki podstawowej Snapspeed, zamiast Photoshopa czy Lightrooma. Wyciągnąłem, ile się dało, zapisałem, a następnie zacząłem się zastanawiać, którym programem usunę szum. Powstał,
bo plik wyjściowy był za ciemny, a po wszystkim trzeba było choć ciut wyostrzyć. Postanowiłem wykonać eksperyment i skorzystałem z obu programów do tej operacji. Porównałem potem oba pliki, zestawiłem je z RAWem oraz tym ze Snapspeeda... i sami zobaczcie.
 
Tyle waży plik źródłowy, ponad 20 mega.

Taką wagę miał po wstępnej obróbce i zapisie do pliku .jpg. Połowa zniknęła!

Po odszumieniu powyższego w Photoshopie Express, z grubsza porównywalnie...

... a tak potraktował odszumieniem (zdjęcia po Snapspeedzie) Lightroom - ponad połowa mniej!
 
Myślę, że jest to ważna informacja dla każdego, kto chce potem drukować. Efekt podobny (choć według mnie Photoshop Express lepiej sobie poradził), ale straty w danych zapisanych w zdjęciu są zbyt duże. Być może w innej sytuacji te różnice będą inne, dość powiedzieć, że chyba warto sprawdzać efekt naszej pracy także i pod tym kątem.
A tak na koniec... pamiętam czasy, kiedy to zdjęcia z lustrzanek, przy ISO 800, tak szumiały, jak teraz z mojego kalkulatora. Ciekawe, prawda?



poniedziałek, 19 października 2020

selfie wieczorową porą

Tak, robimy selfie. Niemal każdy choć raz strzelił sobie tego typu ujęcie,
ale czy zawsze musi być sztampowe?
Zwłaszcza, gdy na niebie są gwiazdy?

W przypadku tego zdjęcia największym problemem był sam zainteresowany. No nie mógł te kilkanaście sekund wytrzymać bez jakiegokolwiek ruchu!

niedziela, 18 października 2020

jak drzewo we mgle

Tu ewidentnie szkoda mi kadru. Stracił niebo. Ok, niektóre smartfony domalowują gwiazdy, ale nie o to chodzi.
Skupiłem się więc na drzewie oraz mgle za nim. Mogłem zredukować łąkę przed nim, ale, na swój sposób, urokliwa była.

krowi odpoczynek

A dziś nieco inaczej.
Bo weekend.
Bo mogę.

Mgieł nie było (bunkrów też), słońce  za chmurami, w dodatku taki dzień, że nawet pobliskim krowom stać się nie chciało, więc się położyły...
właśnie. Ilu z Was widziało w tym roku krowę? Krowę na pastwisku? A taką, co sobie leży?
Niniejszym, byście nie byli jak Amerykanie  (według badań co czternasty dorosły twierdzi, że czekoladowe mleko dają brązowe krowy), niosę Wam kaganek oświaty w postaci sentymentalnie wyglądającego minireportażu.


sobota, 17 października 2020

znowu ta pajęcza robota

 Tutaj też chciałem uwypuklić pajęczynę oraz krople
na tle łąki, a szczególnie samotnego drzewa. W dodatku mgła i wschodzące słońce, które tworzyło atmosferę...

Co było wyzwaniem, aby postawić jeszcze bardziej pierwszy plan na pierwszym planie?
Przeanalizujmy to patrząc tym razem od góry kadru. Od razu mówię, że jest to kolejność góra-dół, a nie według ważności. A zatem:
niebo - było jasne, wręcz niemal przepalone (słońce na wprost i ostrość na bliski obiekt), więc pomogło lekkie schłodzenie
mgła - po raz pierwszy przy zdjęciach z mgłą redukowałem ją!
trawa na łące - tu pomogło racjonalne gospodarowanie cieniami, podświetleniem i saturacją
roślinka z pajęczynką - tu trzeba było wypracować balans pomiędzy jasnością, kontrastem a ostrością, aby niteczki nie zginęły, ale też żeby naturalnie odcinały się od tła.

Być może ten kadr nie jest kanoniczny i nie każda osoba chciałaby mieć taki obraz na ścianie, ale cóż... tak natura też wygląda. I to ma swoje piękno, właśnie w takiej nieoczywistości...



piątek, 16 października 2020

objęcia sieci - znowu

 Dzisiaj znów polana, znów zbliżenie i znowu pajęczyna z kroplami.

To jest właśnie taka sytuacja, że ja widzę i wiem, co chciałbym pokazać, ale...
tych "ale" będzie kilka. Porozmawiajmy więc o tym dzisiaj nieco dłużej.

Cel - pokazać roślinę, otoczoną pajęczyną i zroszoną kroplami, na tle zamglonej łąki.
Chcę to zrobić:
- ale sieć jest cienka, krople małe, a w dodatku lekko wieje,
więc ustawiam ostrość tak, by tej pajęczyny czy kropel chwycić jak najwięcej

- ale za obiektem oraz obok jest naturalny bałagan,
więc za pomocą regulacji cieni, czerni, podświetlenia, jasnych tonów oraz kontrastu odseparowuję obiekt główny od tła

- ale świeci słońce na wprost,
więc się cieszę, bo dzięki temu dostaję więcej światła, co pozwala mi utrzymać niskie ISO oraz krótszy czas naświetlania

- ale jest mgliście,
więc się cieszę i w żadnym wypadku nie ruszam suwaka do usuwania mgły.


Nie ukrywam, zastosowałem jeszcze kilka innych funkcji, jednakowoż te wymienione wyżej są kluczowe. Tu uwaga natury technicznej - mała głębia ostrości z pewnością pomoże, natomiast nie będzie remedium w przypadku mocno zatrawionej łąki. Być może przy mniejszym obiekcie byłoby zgoła inaczej, pamiętajmy jednak, że nie chodziło o makro, lecz o ukazanie czegoś na tle czegoś.

A jak wyszło? Oceńcie sami:


czwartek, 15 października 2020

sieci na tle

Tym razem postawiłem sobie za cel pokazać pajęczą sieć.
Na polanie, we mgle, ale nie w trybie makro, z odległości 5 centymetrów.

Sieć na tle tego, gdzie się znajdowała. Odseparować tak, aby była, nie zniknęła, ale żeby inne, o wiele większe obiekty, jej nie przytłaczały.

Nie było łatwo, to fakt, a matryca, dość mała jednak, kalkulatora nie pomaga.
Mam nadzieję jednak, że zamierzony efekt został osiągnięty.



wtorek, 13 października 2020

zroszona polana


Wystarczyło zejść z #kalkulatorem nieco niżej, aby świat był już nieco inny. Las czy polana doskonale pokazują, jakie mamy spektrum możliwości, ile perspektyw.
Nie - aparat w dół, tylko kucnąć, położyć się. Doświadczyć inaczej tego, co na co dzień otacza nas.
Robiąc to zdjęcie wykorzystałem tryb ręczny aparatu, czyli wszystkie parametry sam dobierałem. To dało mi również większy plik niż normalnie, dzięki czemu mogłem więcej wydobyć.

piękno w niedoskonałości

 To miejsce, ten czas...
i samochód przejechał.
Tak, obok jest droga i żaden zachód tego nie zmieni.
Czy to oznacza, że każda rzekoma przeszkadzajka będzie psuć nam widok?
No niekoniecznie. Nie żyjemy w bańce, w wymalowanym świecie.
Dlatego myślę, że warto czasem podejść do zdjęć z przekonaniem, że coś może niezaplanowango się wydarzyć. W tym też jest urok...

A jak to zdjęcie powstało? Skupiłem się na chmurach, ale tak, by widać było zarówno budynek, pewnie kilkudziesięcioletni, jak i nowoczesność w postaci wiatraków.




niedziela, 11 października 2020

osnuta polana

Prawdę mówiąc liczyłem na taki widok. Problemem nie było to, czy będzie i czy zobaczę, tylko jak ja to uwiecznię. Czy będę w stanie oddać to, co tak naprawdę było wtedy wokół mnie. Słońce wstawało tworząc swój spektakl. Tymczasem natura, pośród drzew i nad trawami, ukazywała swoje piękno, tak ulotne, zależne od dokładnego połączenia chwili, miejsca i warunków atmosferycznych.
Nie byłbym sobą, gdybym w tamtej chwili nie pomyślał, że jednak dobrze się stało, że ta sama natura obdarzyła mnie zezem rozbieżnym; byłem w stanie widzieć jednocześnie kilka interesujących fragmentów polany i metodycznie, jeden po drugim, wybierać cel.
Snajper na polowaniu, z kalkulatorem...
ciąg dalszy nastąpi.

las goreje

Nie, to nie ogień.
I nie obozowisko grupy rekonstrukcyjnej.

Tak wyglądał las o wschodzie słońca, paręnaście dni temu.
To był jego skraj, a dla mnie - zapowiedź czegoś większego.

Wchodzicie ze mną?


sobota, 10 października 2020

kwiaty na tle

 Wiele lat temu podziwiałem zdjęcia pewnej fotografki/fotograficzki/pani fotograf. Specjalizowała się w ukazywaniu roślin. Jej kompozycje były pięknymi opowieściami, gdzie główny bohater nieziemsko pięknie współgrał z tłem, przepięknie pomalowanym za pomocą małej głębi ostrości, rozmycia i efektu bokeh. Dodatkowo potrafiła, odpowiednim obiektywem i postprodukcją, wydobyć niesamowitą plastykę, co tylko potęgowało końcowy efekt.

Czy kalkulatorem też można choć próbować zbliżyć się do takiego poziomu? W moim przekonaniu nie tylko coraz bardziej można, ale też i trzeba. Współczesne smartfony oferują coraz więcej, zarówno jeśli chodzi o sprzęt (optyka), jak i oprogramowanie wspierające. To sprawia, że czasem różnica pomiędzy zdjęciem z lustrzanki a tym z komórki niekiedy się zaciera. Myślę, że najważniejszym, w tym przypadku, będzie czynnik ludzki. Jak staniemy, jak zrobimy, co uchwycimy i kiedy. W tym kontekście każdy z nas jest najważniejszym elementem każdego aparatu...



czwartek, 8 października 2020

jabłka jeszcze raz

Pewnie to zdjęcie, które zobaczycie niżej, mógłbym śmiało wrzucić do wczorajszego wpisu...
ale nie.

Zdarza się tak, że tę samą rzecz, zjawisko, widzimy na różne sposoby i za każdym razem wydobędziemy coś innego. Wczoraj pokazałem Wam jabłka w poziomie, czyli
idziemy szeroko.
A dzisiaj?

Pionowo, czyli wiszą, a że jest ciasno, to pewnie tak dużo, że się w kadrze nie mieszczą.
Samym tylko sposobem pokazania możemy wiele opowiedzieć i to często od nas zależy, jaka będzie narracja.


jesienne owoce

Odpocznijmy od chmur.
W moim telefonie jest tryb przeznaczony do portretów, Live Focus.
Tylko kto powiedział, że nie można go wykorzystać w sadzie?
Tło się pięknie rozmywa, choć do idealnego bokeh troszkę jeszcze brakuje. Ale nic to. Myślę, że w tym przypadku warto odseparować bardziej tło od głównego motywu. Tu z pomocą przychodzą cienie i, w ostatecznej postprodukcji, zadany filtr/motyw/efekt/tekstura.
Przekonany jestem, że taki widok na ścianie dobrze by wyglądał...

środa, 7 października 2020

zmień perspektywę!

Jesteśmy przyzwyczajeni do obrazów. Nasz świat poznajemy przez widzenie. Dzięki temu rozpoznajemy i umiemy nazwać rzeczy czy zjawiska.
Dla każdego z nas świat najbardziej naturalnie wygląda z perspektywy... naszych oczu. Mało odkrywcze, prawda? Na pierwszy rzut oka - prawda. Rzecz w tym, że najczęściej widzę wszystko z wysokości ok. 160 centymetrów, kiedy idę (wysokość minus czoło) lub z około metra, kiedy siedzę. Taka perspektywa jest
dla mnie normalna. I powszednia.
Każdy ma swoją.
Co więc można zrobić, aby zaskoczyć widza, odbiorcę naszych zdjęć?
Zmienić wysokość. Drona nie mam, ale mogę się położyć. Albo aparat...

wtorek, 6 października 2020

Cała ta tęcza

- O, jest, sam zobacz. Chyba jeszcze nigdy całej nie widziałam.
Dobrych kilka chwil wcześniej przestało wiać i lać, przez co podróż autem, zwłaszcza z dziećmi na pokładzie, dawała większy komfort i poczucie bezpieczeństwa. Można było więc porozglądać się na boki i wypatrywać, szczególnie przed zachodem słońca, niezwykłych widoków.
Tego dnia, tak w ogóle, wszedłem w tryb łowcy. Miałem w głowie plan na jedno zdjęcie i właściwie tam zmierzaliśmy. Tęcza wyszła niejako przy okazji i trochę, jak się okazało, za namową.
Proponuję każdemu, kto lubi robić zdjęcia, wejść w taki permanentny tryb łowcy. Nie trzeba wszystkiego pstrykać, to nie o to chodzi. Po prostu bądź gotów na to, że spotka Cię coś wartego uwagi i naciśnięcia spustu migawki.
A tęcza? Była nad polem, na wschód ode mnie, dlatego niebo i cały widok jest chłodniejszy. Mogę marudzić, że nie na tle słońca, tylko... czy warto?

poniedziałek, 5 października 2020

sunset chaser

 - Czyli teraz spieszysz się, aby zdążyć na zachód słońca?
- Aha.

Wiedziałem, gdzie chcę być. Na szczęście jazda z dozwoloną prędkością dała margines kilku minut. Tabliczka z nazwą miejscowości, redukcja, oczy dookoła głowy w poszukiwaniu miejsca do bezpiecznego zaparkowania. Pogoda nam sprzyjała, deszcz i wiatr ustały, a na niebie wciąż trwał niezwykły spektakl.

Udało się skręcić w boczną, utwardzoną drogę. Później będę się zastanawiał, jak odwrócę pojazd i wyjadę. Teraz to nie jest ważne. Przede mną ukazała się formacja chmur, przykrywająca połowicznie zachodzącą, pomarańczową gwiazdę. Wszedłem wyżej, wybrałem obiektyw, tryb i scenerię...
i poszło.

Rzadko mam dylemat, co wybrać. Do tego stopnia, że od rana zarzucałem kilka osób pytaniami, która wizja jest lepsza.
Wizja, bo oba zdjęcia są tak samo prawdziwe i w taki sam sposób oddają to, co tam było, co widziałem. Bo jeśli zdejmę okulary, to, jako osoba z wadą wzroku, będę widział świat bardziej czy mniej realistycznie? Czy jeżeli zrobiłbym zdjęcie czarno-białe, to jak bardzo przekłamałbym rzeczywistość?

Te dwa zdjęcia różni podejście w postprodukcji. W jednym przypadku postawiłem na minimalizm, uwypuklając kolorowość zachodu, coś jak widoki z "Króla Lwa". Za drugim razem postanowiłem ukazać wielość palety kolorystycznej oraz strukturę chmur, aczkolwiek drzewa z lewej dzielnie się broniły przed koloryzacją.

A zatem... które Wam się bardziej podoba i dlaczego?

1.

2.