poniedziałek, 31 sierpnia 2020

covidowy plac zabaw

 Długo zbierałem się do tego posta. Tym razem będzie ciut więcej literek, ale zrobię wszystko, by nie wpisać się w zjawisko tl;dr (za długie, nie czytałem).
Czemu długo? Być może temat musiał przejść swoistą kwarantannę. Czemu długie? Bo rzecz dotyczy ostatnich dłuuugich miesięcy tego jakże ciekawego roku.
Gotowi?

Plac zabaw. W wielu przypadkach to długo wyczekiwana niespodzianka, atrakcja, ukoronowanie dnia. Czasami to codzienna rutyna. Zawsze jednak jest to miejsce, które przynależne jest dzieciom.
Dzieciom.
To nie restauracja czy środek komunikacji miejskiej, gdzie przestrzeń współdzielą z dorosłymi. Plac zabaw jest oazą dzieciństwa, beztroskiej zabawy, magii, uśmiechu i, pewnego rodzaju, niewinności.
Tu dzieci mają swój świat, azyl, przystań i miejsce poza domem.

Ten, który najczęściej odwiedzamy, jest kwadrans drogi od naszego Rancza. Tu należą się słowa uznania, ponieważ jest tak przemyślany i skonstruowany, że praktycznie dziecko może samo się bawić, bez konieczności "helikopterowania" przez rodzica (helikopterowanie, tak w skrócie, polega na byciu obok dziecka tak, aby doglądać, podpowiadać, przestrzegać i robić tysiąc innych rzeczy, by w duchu dobrze wypełnionego obowiązku wychowawczego spiepr zepsuć dziecku zabawę).

Postanowiłem napisać ten post, ponieważ mam w głowie wspomnienia z zeszłego roku. Opowiem Wam w skrócie, jak to wyglądało.
Wchodzisz z dziećmi przez furtkę. To znaczy - otwierasz ją, przechodzisz i zamykasz. Tak, zamykasz, aby dwulatek nie wpadł pod samochód jadący po ulicy czy żeby piesek nie wszedł i nie załatwił swoich potrzeb. Ma być bezpiecznie i czysto, to oczywiste.
Dorosły siada na ławce, a dziecię idzie się bawić na zjeżdżalni czy innych konstrukcjach. Chcesz chodzić za dzieckiem? Ok. Dziecko chce zjeść? Ok, idziecie na ławkę, zjadacie, a papierki wyrzucacie do kosza na zewnątrz (bramka otwarta-przejście-bramka zamknięta). Chce ci się zapalić? Ok, wychodzisz za płot, pamiętając o bramce.
Ktoś zapomni o bramce? Prosisz o zamknięcie, dziękujesz, żaden problem, pełna kultura.
Ktoś z psem? Ktoś z papierosem?
W zeszłym roku nie widziałem.
Potem przyszedł covid i zamknął wszystkich w domu. Z całego serca współczuję wszystkim wielkomiejskim na kwadracie rzędu 50 metrów i to bez balkonu. Rozumiem w pełni frustrację i akty desperacji, kiedy władza zamknęła nam lasy, a dzieciom nie wolno było wychodzić. Doceniam życie na wsi koło lasu.
Kiedy dzienna liczba zachorowań podskoczyła i było bliżej wyborów, władza pozwoliła nam wyjść z domów. Otworzyły się galerie handlowe oraz place zabaw.
Wyposzczeni ludzie wyszli.
Spragnieni wolności, przestrzeni, swobody i braku ograniczeń. Tak, myślę sobie, że to w dużej mierze determinowało aktywność w 2020 roku, o której w 2019 bym nawet nie pomyślał.
Jak to było w Seksmisji - nasi tu byli.


Podczas drugiego w tym roku wypadu na suski plac zabaw (suski, bo w Suszu) zwróciłem uwagę rodzinie 3x 500 plus, że na placu zabaw się nie pali i poprosiłem, aby wyszli na zewnątrz. Jeden z dwóch panów szybko przeszedł ze mną na "ty". Poczułem się, jakbym znów miał 14 lat i jakiś równolatek robił konkurs, kto bardziej drugiemu nawrzuca. Słuchałem go z ciekawością badacza, choć nie ukrywam, były z dwa momenty, kiedy chciałem zejść do poziomu pana. Co ciekawe, ostatecznie pan stanął za płotem i stamtąd gadał na mnie i do mnie. Duży facet, dwa razy większy ode mnie, a miałem wrażenie, że odwagi nabrał po wyjściu z ogródka. W pewnym momencie spytał z pogardą w głosie, czym i skąd przyjechałem. No tak, Susz, małe miasto, a może on to nawet ze wsi. Dobrze myślicie, pan miał wielkomiejskie tablice. Pobluzgał jeszcze przez chwilę, skończył palić i kontynuował celebrację swojego lepszego życia w podróży przez prowincję.
Potem był kolejny wypad na plac zabaw i tym razem piesek osikał zjeżdżalnię. Miły był, dzieci z zachwytem go głaskały. Już nie zwracałem uwagi palaczom na ławce obok. No bo jak - co wypad, to awantura? Jakoś nie mam ochoty być jedynym sprawiedliwym. Z drugiej strony stanie jako odźwierny też mnie nie bawiło. Wspomniałem, że zaczęto traktować plac zabaw jak namiot cyrkowy?
Innym razem, w czwartek, córka bawiła się z dziećmi, których rodzice wzięli ze sobą napoje i czipsy. Świetnie. Przyjechaliśmy i w piątek, a ślady wczorajszej radości zostały z nami. Zobaczcie:


A powyższe zdjęcie (już kończę, obiecuję), zrobiłem siedząc na ławce, pod którą było tak:


Czy świat się zmienił w tym roku? Myślę, że tak. Jak bardzo? Wy to oceńcie, proszę.

PS. No muszę wspomnieć, że, mimo wszystko, plac zabaw ma wciąż walory edukacyjne. Nawet nowe, dzieci szybciej oswoją się ze słowem pisanym...



niedziela, 30 sierpnia 2020

ostatnie niebo sierpnia

Aż by się chciało napisać: "tak było, nie kłamię".
W rzeczywistości niebo w ten weekend, kiedy był zachód słońca, jeszcze bardziej płonęło.
Piękny spektakl. Polecam wyjechać za miasto i poszukać miejsca, gdzie można usiąść i patrzeć...

niedziela, 23 sierpnia 2020

żniwa

To było późne popołudnie. Jeden z tych gorących dni, kiedy wiele osób uważa, że życie poza klimatyzacją nie istnieje...

sobota, 8 sierpnia 2020

czwartek, 6 sierpnia 2020

kadr z asystą

A to zdjęcie będę chyba długo pamiętał. Nie chodzi nawet o układ chmur, z wyraźnie odseparowaną jedną, podłużną na tle reszty zasnutych. Rozmawiałem właśnie z Synem, kiedy kątem oka dostrzegłem takie zjawisko na niebie. Wspomniałem mu o tym, a potem to już samo tak jakoś poszło. Zatrzymałem się, wyszedłem, włączyłem aparat i, w asyście rozmówcy będącego jakieś 200 kilometrów ode mnie, uchwyciłem w kadrze tę chwilę.
Miłe są takie momenty, takie wspomnienia, takie historie...


środa, 5 sierpnia 2020

zachód od tyłu

Kiedy jesteś z dziećmi na placu zabaw, a słońce zachodzi z tej strony, z której są tylko nieciekawie wyglądające budowle, to co robisz?

Odwracasz się.

I patrzysz na chmury odbijające się w tafli pobliskiego jeziora...




poniedziałek, 3 sierpnia 2020

kartki z wakacji - część szósta

Myślę, że w dobie pandemii tego typu refleksja może być warta uwagi. Tysiące kilometrów, setki widoków, a na końcu okazuje się, że najładniejszy zachód słońca czekał pod domem...